W Tatrach Zachodnich, w drodze na Jarząbczy Wierch. Ostatni wyjazd, na którym nasz 3-latek zdobywał szczyty na plecach Taty. Choćby dla takich widoków warto! |
Nasza wspólna - moja i mojego małżonka - górska przygoda zaczęła się dawno, dawno temu, tuż po tym, jak się poznaliśmy. Co i rusz wyjeżdżaliśmy w góry - we dwoje, albo ze znajomymi.
Na Bystrej. Ostatni wyjazd w góry przed pierwszą ciążą. Potem zaczęła się "era gór z dziećmi":) |
Tu oczywiście pojawią się zarzuty typu: "Po co takie małe dziecko ciągać w góry?" "Dziecko nic na tym nie skorzysta" "Biedne męczy się w tym nosidełku"
Starsze dziecko odkrywa inne atrakcje: moczenie nóg w strumyku, zbieranie pieczątek, szukanie znaków na drzewach, szarlotka w schronisku, pasące się owce... A do tego mama i tata na wyłączność przez cały dzień!
I kolejny aspekt - kilkulatek zaczyna odkrywać, że... w życiu nie zawsze wszystko łatwo przychodzi. Zdobywanie szczytów na własnych nogach męczy. Ale jaka jest radość, gdy dojdzie się do celu! I duma.
Moglibyśmy oczywiście jechać nad morzem (bo tak robią "wszyscy"), ale... czy nasze dzieci byłyby szczęśliwe widząc nas znudzonych na plaży? (żeby nie było wątpliwości - nad morze też czasami jeździmy, na jesieni, po sezonie i też jest fajnie!)
Jeżdżenie z dziećmi w góry ma ,więc sens, jeśli lubicie to. Każda pasja dzielona z dziećmi ma sens. Pływanie kajakiem, jeżdżenie rowerem, podróżowanie po świecie, bieganie... A że będzie inaczej? O tym w następnych tekstach.
(Karolina)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz